ODEJŚCIE ALFA

Odeszła pewna epoka, tak mówimy, gdy odchodzi, kto był i był...
Taki właśnie był nasz Alf, zawsze na straży i pierwszy do powitania. Jeszcze niedawno głośno szczekający zza bramy, i oznajmiający intruzom, to mój dom i ja tu jestem szefem.
Nie wiemy, czy jest jakieś schronisko, gdzie pies dożywa 22 lat, w takim szczęściu i kondycji jak Alf, nam się razem udało.
I zawsze pamiętać będziemy 25 kwietnia 2013 r. Kiedy pierwszym transportem przyjechały psy z Wojtyszek. Wśród nich był Alf i Pistorius, dwaj obozowi kumple. Obaj wystraszeni, ale Alf zupełnie dziki. Nie wiedziały co to miska i buda, obroża i dotyk człowieka.
W Wojtyszkach mieszkały w stadzie z ponad setką psów, a przed boksem stał człowiek z batem. Po miesiącu wszystkie zaczęliśmy wypuszczać na wybiegi i ich strach był tak wielki, że baliśmy się, że w panice połamią nogi lub wbiją się w ogrodzenie. Przez długich dziesięć lat Alf widział z boksu tylko palące słońce albo deszcz i śnieg, nigdy żadnego drzewa i śpiewającego ptaka. Po pewnym czasie strach minął, a oni dwaj, leżeli pod drzewem i słuchali śpiewu ptaków.
Pistorius, który był bardziej ufny i ciekawy świata, był przewodnikiem Alfa, ten duży, kudłaty pies, drżał jak osika na widok każdego obcego człowieka i nowej sytuacji. Było cholernie ciężko, bo nagle do schroniska trafiły 63 psy, latami widzące tylko psy i zupełnie zdziczałe. Praca z nimi trwała codziennie przez wiele lat. I tak Alf, polubił dotyk i spacery. Ale pewnego dnia odszedł jego wieloletni obozowy przyjaciel Pistorius i Alf już nie chciał żyć. Przestał chodzić, a z oczu bił tak przerażający smutek, że nie mieliśmy nadziei. Jeśli pies może zachorować z rozpaczy na depresje, to Alf ją na pewno miał.
Zamieszkał wtedy w Medorowej szatni, gdzie zawsze ktoś był, bo wolontariuszy było wtedy więcej niż psów. A później dołączyła do niego koleżanka i Alf znów uwierzył, że życie po stracie przyjaciela, może być jeszcze radosne. Był panem szatni i medorowego podwórka, witał wszystkich, dopraszał się miziania i uwielbiał spacery. Nawet pojechał do SPA i wrócił mięciutki i czyściutki jak kłębuszek włóczki.
Alf był przyjacielem wszystkich, nigdy nie użył zębów, nie okazał złości, nie był namolny, taki prawdziwy stróż z dystansem do życia i świata. Pomimo tego, że zaczął podupadać na zdrowiu, nie chciał zamieszkać ani w medorowej kuchni ani w baraku. On musiał wszystkich widzieć i witać, robić obchód i pilnować. Miał cztery budy, których używał zależnie od okoliczności i pory dnia, ale najbardziej lubił się wylegiwać na kupie piachu i grzać w słońcu swoje stare kości.
Jego karta jest gęsto zapisana, kolejnymi zabiegami, a lista leków, które przyjmował najdłuższa w schronisku. Wiedzieliśmy, że kiedyś nadejdzie ten dzień, Alf coraz gorzej chodził, coraz gorzej oddychał i miał coraz gorszy apetyt, a na jego pyszczku rósł brzydki guz. Wczoraj Alf po 10 latach medorowego życia i swoich ponad 22 latach życia, pobiegł do Pistoriusa i wierzymy, że są gdzieś tam obydwoje znów piękni, młodzi i radośni. Jedna z pięknych medorowych historii dobiegła końca, jest pusto, smutno i nikt nie wita. Drugiego takiego Alfa, już nigdy nie będzie, to był, anioł, dyrektor i prezes. Pomimo smutku, wiemy, że razem dokonaliśmy cudu życia i szczęścia w schronisku. Na jednym ze zdjęć jest pierwsze zaświadczenie przeciw wściekliźnie z określonym wiekiem.
Do zobaczenia piesku, pilnuj dalej Medora.
Wojtyszki przestały istnieć, jakby Alf na to czekał.
Pamięci tych wszystkich psów, może powinniśmy pomyśleć o pomniku dla Alfa, którego domem przez 20 lat było schronisko.