DLACZEGO POMAGAM
Jestem wszechstronnie uzdolniona i mogłabym robić wszystko, co zechcę, bo nie ma takiej dziedziny, w której nie mogłabym osiągnąć sukcesów i zarabiać na tym dobrych pieniędzy. I tak zresztą było dopóki informacja o pomaganiu zwierzętom nie rozniosła się po całym Zgierzu, a natarczywy dzwonek do mojego blokowego mieszkania sygnalizował o nadejściu kolejnego nieszczęścia, któremu nie miał kto pomóc.
Przestałam być anonimowym mieszkańcem blokowiska i gdy pewnej soboty 2009 r. „dobry człowiek” postawił na mojej wycieraczce plecak z pięcioma szczeniakami powiedziałam - STOP i zaczęłam działać. Zawsze byłam społecznikiem i altruistką, bo takie zasady wyniosłam z domu, moi rodzice nigdy nikomu nie odmówili pomocy bez względu na porę dnia i nocy. Nie jestem nikim, jak niektórym się wydaje, tylko dlatego, że los zwierząt nie jest mi obojętny.
Mój ojciec w czynie społecznym doprowadził i założył wraz z sąsiadami gaz na Osiedlu Krzywie, zaangażował się również w założenie centralnego ogrzewania i wody w nowo wybudowanym pawilonie Liceum Ekonomicznego, jak również w wiele innych lokalnych inicjatyw, nigdy za swoją pracę społeczną nie wziął przysłowiowego grosza. Wzrastając w takim domu, do tego pełnym nie wiadomo skąd przywleczonych zwierząt, idee pozytywistyczne były mi od zawsze bliskie, a los potrzebujących pomocy ludzi i zwierząt nieobojętny. Zdarzało się, że na ganek mojego rodzinnego domu podrzucano szczeniaki, które mama znajdowała wychodząc rano do sklepu, a później szukaliśmy im domów.
Zwierzęta w moim mieście zawsze miały źle, a nawet jeszcze gorzej, skandalem okazało się wywożenie bezdomnych zwierząt do Czechów k/Zduńskiej Woli, gdzie prowadzący tę mordownię lekarz weterynarii utylizował wszystkie przywożone zwierzęta. Przez lata króluje bylejakość, udawanie i pozorna pomoc, brak zabiegów kastracji dla mieszkańców miasta, brak znakowania i rozwiązań systemowych, które w przyszłości dałyby miastu oszczędności. Z roku na rok wzrasta ilość wydatkowanych pieniędzy, która w żaden sposób nie zapobiega bezdomności, to tak jakby ktoś podstawiał kolejne miski pod dziurawy dach.
Fundacja, którą założyłam, wyrosła z Towarzystwa Opieki na Zwierzętami Koła Terenowego w Zgierzu, od samego początku wiedziałam, że najważniejsza jest kastracja. Pamiętam nasze pierwsze pieniądze użebrane na Dniach Zgierza, za sprzedane ceramiki podarowane przez jedną z łódzkich pracowni plastycznych, które przeznaczyliśmy na opłacenie czterech zabiegów kastracji.
Fundację nazwałam Medor, bo tak miał na imię pierwszy pies, który przybłąkał się na Uroczą do nowo budowanego schroniska. Był ślicznym zielonookim wyżłem, który pojawił się nagle i nie wiadomo skąd. Ten Medor, chodził mi po głowie od dawna a kiedy usłyszałam o rodzinnej tragedii, która wydarzyła się wiele lat temu w gospodarstwie moich dziadków, wiedziałam, że wszystko jest po coś. Mój dziadek miał psa o imieniu Medor, który zginął w pożarze obejścia podpalonego przez zawistnego sąsiada, pies był dziadka ulubieńcem, zawsze z nim biegł w pole i asystował przy wszystkich domowych pracach, a mój dziadek nie płakał po utraconych zbiorach ale po swoim ukochanym psie. I tak historia zatoczyła koło i Medor jest na ustach tysięcy ludzi i nie został zapomniany.
Jestem niepoprawną optymistką, wszystko w Medorze wydarte zostało moimi rękami i ciężką pracą, nigdy nie otrzymałam najmniejszego wsparcia ze strony Urzędu Miasta a nawet podziękowania. Co roku pytają mnie dziennikarze, czy nie jest mi przykro, że znów nie otrzymałam tytułu Zasłużony dla Miasta Zgierza, a ja tego nie analizuję bo po co? Ordery wszak codziennie dostaję od psów, które stemplują moje ubrania z impetem i czasem są trudne do wyczyszczenia ale autentyczne i nie skażone kunktatorstwem i zależnościami finansowymi. Psy nie mają oczekiwań, cieszą się z wszystkiego co im damy zostały przecież najwcześniej udomowione i są najbardziej wyczulone na nasze potrzeby, winniśmy im tylko poszanowanie i szacunek.
Zdaję sobie sprawę, że moje poglądy są niepoprawne politycznie i nie będą się wszystkim podobać, bo choć tak wiele osób deklaruje, że kocha psy czy koty, to przy bliższym poznaniu, widzę, że tak- kocha ale tylko swoje. Patrzę codziennie w lustro, bez wstydu, bo wiem, że to co robię jest ważne i potrzebne, choć może niedoceniane ale ma sens.